Wrzucam na tapetę Bath&Body Works. Mimo mojej początkowej niechęci do tej firmy zorientowałam się, że z prezentów i jakiś zakupów z ciekawości uzbierała mi się gromadka kosmetyków tej właśnie firmy – idealne do oceny w okresie wyprzedażowym. Może pomogę Wam w decyzji, czy warto rozbijać świnkę skarbonkę dla sławnego Bath&Body Works?
Jak widzicie produktów mam kilkanaście z kilku grup: balsamy, żel, mgiełki, mydełko, żel antybakteryjny i sławne świeczki. Zacznijmy od świeczek.
Na zdjęciu widać dużą świecę z trzema knotami z kolekcji świątecznej o świeżym, męskim zapachu – Sparkling Icicles, którą znalazłam pod choinką w tym roku oraz średnią świeczkę z kolekcji signature – Japanese Cherry Blossom. W zbiorach mam też małe świeczki w trzech zapachach: Blackberry Spice, Sweet Cinnamon Pumpkin i Leaves. Regularne ceny tych produktów to kolejno: 89 zł, 49 zł i 15 zł. Kupując je samodzielnie korzystałam oczywiście z promocji 3 za 2 i wyprzedaży sezonowych. Było warto? Małe świeczki to strata kasy, bo zapach jest intensywny tylko w przypadku Blackberry Spice. Średnia świeczka to zawód na całej linii. Podczas, gdy piszę tę recenzję świeczka ze zdjęcia czeka w sklepie na reklamację, bo nierównomiernie się spalała pozostawiając znaczne ilości nieruszonego wosku na brzegach i paląc się tak wątłym płomieniem, że nie czuć było zapachu. Tylko Sparkling Icicles trzyma fason! Pachnie intensywnie i spala się równomiernie wypełniając dom zapachem. Na zdjęciu zauważyć jednak możecie czarne kropki ze „strzelających” knotów. Podobno stare wersje świec czasami tak miały, ale mi to nie przeszkadza. Firma stwierdziła jednak, że warto ulepszyć świeczki i wprowadziła nowe knoty. I niestety, spotkałam się z opiniami, że świece zaczynają zachowywać się jak moja średnia Japanese Cherry Blossom – spalają się nierównomiernie, małym płomieniem i nie pachną. Mam teraz dylemat, polubiłam świece BBW, ale nie wiem czy chcę ryzykować tyle kasy na zakup wadliwej świecy za ponad 5 dych, skoro na rynku jest tak łatwo dostępne Yankee Candle.
Następne w kolejce jest kultowe już mydło w piance, w pięknym jesiennym zapachu Aspen Autumn Day. Dla mnie zapach idealny – świeży, ale ciepły i z nutką ostrości. Przywodzi mi na myśl park po deszczu. Mydełko ma fajną konsystencję i naprawdę bardzo dobrze myje (świetnie zmywa nawet mocno wodoodporne podkłady). Do tego dochodzi piękny intensywny zapach, który niestety nie utrzymuje się zbyt długo. To mogę wybaczyć, ale jest rzecz, której nie mogę – wysuszanie. Mydełko skrajnie wysusza moje dłonie. Do tego stopnia, że nie pomagają nawet sprawdzone kremy. Dłonie szczypią, pieką i łuszczą się. A ta przyjemność za 29 zł w regularnej cenie. Smuteczek, bo mydło Palmolive kosztuje mniej niż połowę tego, a nie wysusza i długo pachnie.
Pozostając w tej samej nucie zapachowej przejdę do żelu antybakteryjnego. I tu jest zachwyt na całej linii. Przepiękny, intensywny zapach idzie w parze ze świetnym zdezynfekowaniem dłoni bez pozostawiania dziwnego filmu i wysuszania (co czyniły żele z Rossmanna). Na wydajność tez nie ma co narzekać - jest naprawdę zadowalająca. W cenie regularnej kosztuje niecałe 8 zł. Dużo, ale opłaca się.
I na dzisiaj koniec tego dobrego, bo nie chciałabym Was zanudzać zbyt dużą ilością tekstu. Zapraszam Was jutro na drugą część recenzji i odpowiedź na pytanie: „Czy warto rozbijać świnkę skarbonkę dla sławnego Bath&Body Works?”.
A jakie Wy macie zdanie o opisywanych produktach? Mieliście do czynienia z którymś z nich? Jesteście zadowoleni czy zawiedzeni?
Pozdrawiam,
Kasia
Nie znam tych produktów.
OdpowiedzUsuńI nic nie straciłaś :)
UsuńBędąc we wrześniu w Warszawie skusiłam się na 2 żele - używam kilka razy dzienne i pracy i jeszcze nie wykończyłam pierwszego :D Wprost je uwielbiam i tupię nogą w złości, że w Krk BBW brak. Chętnie spróbowałabym świec, no ale jak, jak?
OdpowiedzUsuńZawsze jakiś dobry duszek może Ci kupić i wysłać ;)
Usuń