BeautyBlender to legenda. A legend się podobno nie powinno ruszać. Ja jednak zaryzykuję, bo w przypadku tego produktu nie mogę sobie darować. W końcu jestem kosmetycznym freak’iem i od dawna marzyłam o sprawdzeniu ma czym polega fenomen BB.
BeautyBlender to produkt znany praktycznie każdemu, kto chociaż trochę interesuje się makijażem i kosmetykami. Profesjonalna gąbka do makijażu, która ma sprawić, że nasz makijaż będzie w jakości High Definition – idealnie stopiony ze skórą, a do tego lekki, kryjący i trwały. Gąbka dostępna jest w trzech wersjach kolorystycznych: klasyczna różowa, czarna PRO i biała PURE za zawrotną cenę 79 zł solo lub 119 zł w duopacku. Do kupienia tutaj. Ostatnio w ofercie pojawiła się również gąbeczka micro.mini do precyzyjnej aplikacji.
Wersja, którą posiadam to PRO, która od pozostałych wariantów różni się tylko kolorem. Właściwości podobno pozostają te same. Jak wspominałam Wam w poście z pierwszym wrażeniem, gąbeczka jest tycia. Po zmoczeniu zwiększa jednak swoją objętość dwukrotnie. W dotyku jest przyjemna, chociaż czuć jej porowatość przy przejeżdżaniu po niej palcem. Kształt BeautyBlendera to klasyczne jajeczko z czubkiem. Bardziej płaska część służy do nakładania podkładu, różu czy bronzera, a czubek jest fantastyczny do precyzyjnej aplikacji korektora w okolicy oczu czy podkładu w skrzydełkach nosa. Sprawdzi się również do nakładania rozświetlacza w płynie.
Jak sprawuje się BeautyBlender? Perfekcyjnie. I na tym mogłabym praktycznie zakończyć. Gąbka bardzo szybko i równomiernie rozprowadza podkład na skórze dając efekt airbrush. Na twarzy pozostaje cienka warstwa, która nie podkreśla suchych skórek, załamań na skórze czy rozszerzonych porów. Wygląda naturalnie i świeżo, a jednocześnie wszystko, co musi być zakryte jest zakryte, bo mokra gąbka podbija pigmentację podkładów. To samo z korektorem nałożonym punktowo na niedoskonałości czy pod oczy. BeautyBlender sprawdza się też przy nakładaniu różu w kremie. Policzki są zaróżowione równomiernie, delikatnie i bardzo szybko, chociaż gąbką trudno wydobyć produkt z małego pojemniczka. Najpierw trzeba wydobyć róż palcem, przez co trochę się go marnuje. W tym przypadku pozostanę jednak przy klasycznej aplikacja duo-fiberem.
BB fantastycznie współpracuje z płynnymi produktami, czego się z resztą po nim spodziewałam. Jednak chciałam postawić przed nim wyzwanie i sprawdzić go pod kątem aplikacji minerałów. Czytałam na blogach dziewczyn, że minarałki świetnie się aplikuje gąbką i to nie byle jaką, bo właśnie BeautyBlenderem, który po odciśnięciu jest tylko lekko wilgotny. Nie chciało mi się wierzyć w to, że jedna gąbka może być tak wszechstronna, ale spróbowałam. I wiecie co? Jest miodzio! LilyLolo, który zawodził mnie trochę pod względem krycia w końcu otrzymał modniejszą pigmentację. Do tego jest nałożony ładnie, równomiernie, bez podkreślania rozszerzonych porów. Do tego na buzi dłużej utrzymuje się efekt zmatowienia nawet bez pudrowania. Nareszcie nie muszę się męczyć przy aplikacji, wystarczy mi czarna gąbeczka.
|
BB przed zmoczeniem |
|
BB poz moczeniu |
Istnieją dwie sporne kwestie dotyczące zużycia podkładu i czyszczenia gąbki. Do pokrycia podkładem całej buzi wystarczy 1,5 pompki podkładu True Match, którego obecnie używam. Tyle samo podkładu zużywam przy aplikacji pędzlem, więc wątpliwości w przypadku produktów płynnych są rozwiane. Tak samo porównałam zużycie podkładu Lily Lolo i okazało się, że tyle samo produktu zużywam zarówno przy aplikacji pędzlem jak i przy aplikacji gąbką. Mycie BB to przyjemność. Moczę, przecieram szarym mydłem i gąbeczka jest gotowa do pracy. W przypadku mocniej napigmentowanych czy bardziej trwałych podkładów pomagam sobie płynem do czyszczenia, który otrzymałam wraz z gąbeczką. Czyszczenie odbywa się u mnie zawsze rano, przed aplikacją, ponieważ i tak ją trzeba zmoczyć, a mycie jej po makijażu zabierałoby czas. Gąbka schnie dość szybko, chociaż czasami przed zmoczeniem rano mam wrażenie, że jest jeszcze wilgotna po aplikacji dzień wcześniej.
Nie ma chyba rzeczy, która o tej gąbeczce nie byłaby już napisana/powiedziana. Nie jestem odkrywcza w swojej recenzji, ale mimo wszystko chciałam napisać swoje 5 groszy, bo wciąż wiele osób nie wierzy w cudowne właściwości tego maluszka. Ja uwierzyłam i jestem naprawdę zachwycona właściwościami BeautyBlendera.
A Wy mieliście okazję pracować z BeautyBlenderem? Jak się sprawdzał?
Pozdrawiam,
life in dots
Produkt otrzymałam w ramach współpracy do testów.
Fakt ten nie wpłynął na moją opinię.
Chciałabym go mieć:)
OdpowiedzUsuńWpisuję go na listę urodzinowo-świątecznych chciejstw :) Mam gąbkę SYIS, z której jestem zadowolona, ale podobno nie umywa się do oryginalnego BB.
OdpowiedzUsuńSyis definitywnie nie umywa się do BB ;) BeautyBlender jest mięciutki, dokładny i szybki, a Syis jest absolutnym jego przeciwieństwem. Chciałam zrobić recenzję porównawczą obu gąbek, ale w sierpniu porównywałam Syis do RT i przegrała (link: http://life-in-dots.blogspot.com/2014/08/walka-na-gabki-real-techniques-czy-syis.html). Stwierdziłam, więc, że lepiej się nie bawić tylko porównać lepszą gąbkę z oryginałem :) Recenzja pojawi się niebawem :)
UsuńZ chęcią bym przygarnęła taką niepozorną gąbeczkę ;)
OdpowiedzUsuńBB właśnie znalazło sę w moim liście do mikołaja :) Pewnie w dwupaku dostanę no bo się bardziej opłaca.
OdpowiedzUsuńBeauty blender jest na mojej wishliście :)
OdpowiedzUsuńTrochę żal tyłek ściska jak myślę o wydaniu takiej kasy na gąbeczke, i dlatego cały czas wszystkim podpowiadam że miło byłoby znaleść ją pod choinką. Kto wie.. :)
OdpowiedzUsuńhellourszulkka.blogspot.com
Cena jest bardzo wysoka, ale gąbka naprawdę jest niesamowita i podobno jedna wystarcza na dłuższy czas :)
Usuń