Przygoda z ShinyBox to nie tylko comiesięczne oczekiwanie na kosmetyczne pudełko, ale także radość z odkrywania nowych marek, formuł i produktów, po które sama bym nie sięgnęła. Tak, jak w przypadku niepozornego serum termoochronnego Marion, o którym dzisiaj będzie mowa.
Zaczynając od kwestii czysto technicznych. Serum ma zwykłe czerwone plastikowe opakowanie z czarną pompką i przezroczystą nakrętką. Plastik mógłby być lepszej jakości, bo jak widać na zdjęciach nakrętka bardzo szybko mi pękła i mam wrażenie, że zaraz się rozpadnie. Na szczęście pompka działa. Serum ma 30 ml i jest ważne do lipca 2016 roku. Na opakowaniu brak informacji o miejscu produkcji, ale stawiałabym na Polskę, jako, że jest to polska firma. Produkt ten ma oleisto-żelową konsystencję charakterystyczną dla tego typu kosmetyków i słodki perfumeryjny zapach. Do pokrycia końcówek włosów starcza jedna, maksymalnie dwie pompki, bo produkt naprawdę świetnie się rozprowadza.
Pierwszym efektem, który da się zauważyć natychmiast po zastosowaniu jest znaczne wygładzenie końcówek. Ja nakładam serum do około 1/3 długości moich włosów, dlatego fryzura staje się gładka i jedwabista. Włosy się nie puszą, są dociążone i wygładzone. Z reszta tego można oczekiwać po produkcie, który wprawdzie skład ma krótki, ale bardzo silikonowy. Nie ma co się jednak obawiać, z tego, co sprawdziłam to lekkie silikony: lotny, rozpuszczalny w wodzie i zmywalny delikatnymi detergentami. W składzie jest również emolient i substancje zapachowe. Krzywda się włosom stać nie powinna, a moje nawet lubią się z niewielką ilością silikonów. Po pewnym czasie stosowania serum Marion zauważyłam rzecz niezwykłą – włosy zaczęły mniej się plątać, a końcówki się nie rozdwajają. Mogę śmiało stwierdzić, że stosowanie serum poprawiło w znacznym stopniu kondycję moich włosów. Jak pisałam – silikony najwyraźniej są z nimi w kumpelskich stosunkach. Chciałabym jeszcze poruszyć problem termo ochronności, o której pisze producent. Tak, używam suszarki. Tak, kondycja moich włosów poprawiła się, pomimo stosowania suszarki i zawdzięczam to serum. Nie, nie wiem jak działa ten produkt w przypadku prostownicy i nie zamierzam ryzykować, żeby sprawdzić. Nie potrzebuję z resztą tego sprawdzać, bo właściwości tego produktu zadowalają mnie do tego stopnia, że nie będę się czepiać i z chęcią sięgnę po następne opakowanie, które już czeka w szafce na użycie.
Serdecznie polecam, life-in-dots (zapachniało reklamą). Mieliście styczność z tego typu produktami firmy Marion? A może jak ja dostaliście to serum w ShinyBox’ie i polubiliście się z nim? Czekam na Wasze komentarze!
Pozdrawiam,
Kasia
Ja używam mgiełki chroniącej przed wysoką temp. z Marion i bardzo ją lubię :)
OdpowiedzUsuńCiężko mi dopaść te kosmetyki, na to serum czaję się odkąd częściej używam suszarki... Mam nadzieję, że w końcu znajdę i zakupię :)
OdpowiedzUsuńJa nie używam ani suszarki ani prostownicy więc nie potrzebny mi jest teraz, chociaz mysle czy nie kupic takiego sprayu na lato :)
OdpowiedzUsuńChciałam to serum kiedyś kupić, ale jakoś nigdy nie wpadł w moje ręce. Skoro u Ciebie sprawdza się tak fantastycznie to muszę go mieć :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji wypróbowac kosmetyków Marion, ale z termoochronnych produktów najlepiej sprawdza się u mnie Loreal.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ewela :)
Miałam taki jedwab (a może to było serum?) do końcówek - w małym pojemniczku z pompką i było bardzo wydajne :) Całkiem miło je wspominam, więc myślę, że jeszcze nie raz skorzystam z produktów tej marki :)
OdpowiedzUsuń