Na fali artykułów zachwycających się uroczą, niewielką nowością wprowadzoną do oferty Foreo, łatwo popaść w zauroczenie i stracić realizm. Mimo, że Luna Play pojawiła się u mnie kilka miesięcy temu, nie byłam przekonana o konieczności przedstawiania swojego punktu widzenia na ten temat. Pomyślałam jednak, że warto dorzucić swoje kilka groszy, tym bardziej, że ja tego konkretnego urządzenia na pewno nie kupię ponownie.
W skrócie Foreo Luna Play to miniaturowa wersja popularnego urządzenia do sonicznego oczyszczania twarzy, której technologia pochodzi ze Szwecji. Założeniem urządzenia jest usunięcie z twarzy pozostałości zanieczyszczeń, kremów i makijażu z jednoczesnymi benefitami w postaci pobudzenia głębszych warstw skóry, żeby osiągnąć piękną, świeżą i młodą cerę. Pełnowymiarowa wersja ma kilka fantazyjnych modeli przeznaczonych do różnych rodzajów skóry i potrzeb użytkownika. Play to odpowiedź producenta na potrzeby minimalistycznego świata i zachęta to odkrycia przełomowej sonicznej technologii.
Soniczną technologię osobiście odkryłam kilka lat temu, gdy otrzymałam kultową wtedy szczoteczkę Clarisonic Mia 2, z marszu stwierdzając, że to właśnie ta rzecz, której brakowało mojej skórze w codziennej pielęgnacji. Posiadając już jedno soniczne urządzenie nigdy nie ciągnęło mnie do szwedzkiej technologii, chociaż cały świat zachwycał się Luną. Napatoczyła się jednak okazja, że malutka wersja do zabawy wpadła w moje ręce, więc mogłam wyrobić sobie własną opinię na temat tego urządzenia.
Wielką zaletą Luna Play jest przede wszystkim jej cena, znacznie niższa niż innych produktów tej marki i bardziej przemawiająca do wyobraźni. Możliwość wypróbowania nowoczesnej sonicznej technologii w oczyszczaniu twarzy, kompaktowość i ponad miesiąc stosowania przy używaniu dwa razy dziennie, to wizja, która przemówi do wyobraźni wielu osób. Do mojej z resztą też, bo z wielkim entuzjazmem podeszłam do testowania tego urządzenia, mimo wcześniejszych wątpliwości. Niestety to, co pierwotnie wydawało mi się zaletami, wcale nie było takie kolorowe, jak mi się wydawało.
Najważniejszą kwestią przemawiającą za zakupem Luna Play jest wspomniana już cena. 170 zł nie wydaje się być majątkiem w przypadku urządzenia, które miałoby długo posłużyć. „Długo” jest tutaj słowem kluczem, bo maluszek ma starczyć na 100 razy, co przy stosowaniu dwa razy dziennie, daje 50 dni. W teorii. W praktyce sprawa wygląda tak, że te ładna liczba zastosowań jest umowna. 100 razy przy założeniu, że jednorazowe oczyszczenie twarzy trwa minutę. I tu jest problem, bo ten model Foreo nie ma timera, który jest tutaj kluczowy. A jakoś nie specjalnie uśmiecha mi się czyścić twarzy ze stoperem w telefonie, więc minuta założona przez producenta nie jest tożsama z moim poczuciem czasu. Ostatecznie nie mogę powiedzieć, by te 170 zł starczyło na półtora miesiąca stosowania, raczej na trzy tygodnie, co daje już tylko połowę czasu. To już chyba wolę kupić najdroższą wymienną głowicę do mojej Clarisonic.
Niewielkie gabaryty, które mnie zachwyciły w tym różowym maluszku, okazały się zdradliwe pod prysznicem. Cudak ten jest po prostu za malutki, by moje mokre niezgrabne paluchy mogły go komfortowo trzymać i czyścić nim twarz. W istocie te kompaktowe rozmiary w połączeniu z materiałem, z którego wykonane jest urządzenie i wodą, sprawiły mi odrobinę trudności. Do tego stopnia, że kilka razy Luna Play prawie wylądowałaby na podłodze, a z przyjemnej rutyny pielęgnacyjnej robiła irytującą czynność.
Ostatnim i jednocześnie najważniejszym powodem, dlaczego Luna Play nigdy więcej nie pojawi się w moich rękach, jest fakt, że nie zauważyłam żadnych rezultatów. Tak jak przy stosowaniu Clarisonic Mia 2, już po kilku użyciach widziałam poprawę stanu cery i znaczne lepsze wchłanianie się produktów pielęgnacyjnych, to tutaj nie widziałam absolutnie nic. Możliwe, że to kwestia wcześniejszego stosowania tej technologii, do której moja skóra mogła się już przyzwyczaić, ale spodziewałam się czegoś. Jakiegoś małego „cosia” chociaż. Rezultat jaki otrzymałam, sugerował, jakbym odstawiła całkowicie używanie szczoteczki oczyszczającej.
Urocza Foreo Play ładnie wygląda na zdjęciach. Jak taki malutki francuski makaronik. To jednak zdecydowanie za mało by podbiła moje serce. Nie powiem by zniechęciła mnie do ewentualnego zakupu innego produktu tej marki, ale też nie zachęciła.
Pozdrawiam!
Kasia
Szkoda, że nie zachwyciła. Chociażby ze względu na cenę. U mnie podobnie było ze szczoteczką do zębów tej marki. Jak dla mnie to nieporozumienie za grube pieniądze...
OdpowiedzUsuńNo właśnie ta cena jest największą zaletą, ale i wadą. Bo 170 zł za teoretycznie 100 użyć to trochę za dużo. Soniczną szczotkę do zębów mam i sprawdza się u mnie genialnie, ale nie jest marki Foreo.
UsuńJa mam tańszą jej wersję czyli Biedronkową i jestem z niej zadowolona.Foreo nie kupiłabym ze względu na cenę troszkę za wysoka
OdpowiedzUsuńTej wersji również bym nie kupiła. Jak sprawdza się szczoteczka z Biedronki?
Usuń