Nowości Essence - pierwsze wrażenie
Za każdym razem, gdy pochodząca z Niemiec Cosnova decyduje się na wprowadzenie na rynek nowych produktów nie mogę przejść obok nich obojętnie. Do tej firmy należy zarówno niesamowicie tanie i dziewczęce Essence, jak również skierowane do trochę starszych konsumentów Catrice. Tym razem moją uwagę przyciągnęły nowości Essence, bo to jedna z niewielu naprawdę tanich, drogeryjnych marek, wśród których można znaleźć ciekawe i czasami świetnie kosmetyki. Pierwotnie to koszyka wrzuciłam wszystko, co miało napis „nowość”, ale po ponownym jego przejrzeniu zdecydowałam się na kilka najciekawszych kosmetyków, które miały szansę się u mnie sprawdzić. Jak wypadły przy pierwszych użyciach?
Fresh&Fit Awake Make Up 10 fresh ivory
To chyba najładniejsze opakowanie podkładu, jakie kiedykolwiek pojawiło się w ofercie Essence. Szklane, z dobrze działającą pompką wcale nie sprawia wrażenie kosmetyku za grosze, a wręcz przeciwnie ładnie wyglądałoby wśród droższych produktów. Tylko niewielka ilość odcieni, całe cztery, sugerują, że to niskobudżetowy produkt. Na szczęście najjaśniejszy odcień, jest zadziwiająco jasny, jak na Essence i tylko prawdziwe alabastrowe cery będą wymagały produktu rozjaśniającego dodanego do podkładu. Jest też bardzo neutralny, nie ma w nim nawet odrobiny różowej świnki czy pomarańczki. W ofercie jest jeszcze dostępna baza z tej samej linii, ale baz u mnie dostatek, więc zdecydowałam się tylko na podkład. Jak to mówią Amerykanie – so far so good. Przy pierwszym nałożeniu byłam ogromnie zdziwiona tym jak ładnie podkład stapia się ze skórą i jakie daje aksamitne wykończenie, nie jest to efekt drugiej skóry, ale nie wygląda też sztucznie czy nienaturalnie. Zero wysuszania, zbierania się w załamaniach, porach czy podkreślania suchych skórek. Skóra wygląda świeżo i promiennie, prawdziwe Fresh&Fit, a do tego longlasting, bo produkt świetnie utrzymuje się na skórze, nie ściera, nie wyświeca mocno i nie tworzy plam. Wbrew obietnicom producenta nie zapewnia on jednak mocnego krycia, raczej coś pomiędzy lekkim a średnim, możliwe do budowania. Duże zmiany czy zaczerwienienia wymagają dodatkowej warstwy lub korektora. Niestety, jak to często bywa w przypadku tanich podkładów, ten również bardzo delikatnie oksyduje, co trzeba brać pod uwagę przy wyborze odcienia czy rozjaśnianiu. Oprócz tych dwóch mankamentów, nie mam się do czego przyczepić, naprawdę udany produkt, na który warto zwrócić uwagę. Nie spodziewałam się, że aż tak go polubię.
Brighten Up! Banana Powder 10 bababanana
Bananowy puder? Tak poproszę! Niestety, wbrew moim oczekiwaniom, nie pachnie jak większość kosmetyków z tym owocem nazwie, brak tutaj zapachu bananowego shake’a. Trudno, jakoś to przeżyłam, bo w niepozornym charakterystycznym dla marki opakowaniu jest całkiem fajny produkt. Jego jasnożółty kolor ładnie rozjaśnia podkład, szczególnie ten oksydujący z Essence, ładnie się z nim stapia i tworzy dobrą bazę pod inne prasowane kosmetyki. Mat jest jak ta lala, ale podejrzewam, że ma to związek z jego niesamowicie kredową konsystencją, która pyli tak, że wrażliwcy mogą się zakrztusić. Z tego powodu nie zdecydowałam się nakładać tego produktu pod oczy, mimo, że producent zapewnia, że tam sprawdzi się najlepiej w metodzie „baking”. Nie mam tyle odwagi, boję się wysuszenia, więc nakładam go dużym pędzlem na całą twarz, gdzie spisuje się jak powinien.
Więcej: Catrice All Matt Plus
Kabuki Brush
Nie ma innej drogeryjnej marki, której tak ufałabym pod względem pędzli kabuki, jak Essence. Ostatni tego typu puchacz przywędrował do mnie dobre kilka lat temu, a wciąż jest super miękki i przyjemny w użytkowaniu. Nie wypadł ani jeden włosek, czego nie mogę powiedzieć o znacznie droższych akcesoriach do makijażu. Zobaczywszy nowe oblicze kabuki, stwierdziłam, że dobrych pędzli do pudru nigdy dość, szczególnie tanich, syntetycznych i z efektem ombre. Wproawdzie liczyłam na niebieski odcień, ale na pomarańcz też nie będę narzekać. Lubię, po prostu go lubię i ten konkretny model polecam każdemu! Nie jestem niestety pewna jak z jego dostępnością w Polsce, bo na stronie producenta nie ma o nim wzmianki, ale proszę wrzucać do koszyka, jak tylko się pojawi!
Superlast 24h Eye Brow Pomade Pencil Waterproof w odcieniu 10 blonde i 20 brown
Jak na markę budżetową, Essence ma zadziwiająco porządne produkty do brwi. Duo cieni, bezbarwny żel, Make Me Brow czy zwykłe pęsety, to naprawdę fajne kosmetyki za grosze. Wśród nowości pojawiła się ogromna kredka jumbo, którą odpuściłam sobie ze względu na rozmiary oraz żel w tylko jednym odcieniu, który raczej byłby niedopasowany. Dałam tez spokój cieniom, bo od dawna stawiam na łatwiejsze sposoby podkreślania brwi. Stanęło na nowych kredkach, które mają być supertrwałe i kremowe. Pierwsze wrażenie? Ładne, neutralne odcienie, ciemniejszy jest zdecydowanie bardziej zimny, ale nie przesadnie ciemny. Nie rozumiem tego dziwnego silikonowego pędzelka, ale temperówka to miły dodatek. Kredki są bardzo woskowe, co znacznie utrudnia ich szybką aplikację. Trzeba je wyczesać z włosków by nie uzyskać przerysowanego efektu. Odcień dla blondynek po aplikacji na miejsce docelowe staje się cieplejszy i rudawy, co może przeszkadzać. Brąz jest bardziej taupe, znacznie bardziej uniwersalny. Przy odrobinie wysiłku efekt jest ładny, naturalny i bardzo trwały. 20 brown to porządny kawał kredki, który z chęcią zużyję, chociaż przy szybszych makijaż postawię na produkt Catrice, który jest mniej woskowy i nie wymaga tyle wyczesywania.
Więcej: Eyebrow Tweezers Essence
Metal Chrome Blush w odcieniu 10 my name is gold rose gold
Nie wiem czego się właściwie spodziewałam po tym produkcie, ale zdecydowanie zaskoczyło mnie to co dostałam. Miałam kilku swoich ulubieńców wśród róży tej marki, więc na pewno nie myślałam, że tak się zawiodę. Rose Gold? W mojej wyobraźni to taki tani Orgasm od NARS. Róż ze złotą poświatą. Złoto jest, trochę zardzewiałe, różu brak. Brzydkie to strasznie, brokatowe i nie wiem do czego ma służyć. Jako róż za złote, na rozświetlacz zbyt ciemne. Potraktowałam to jako topper na inne produkty do podkreślania policzków i nie wyszło źle, ale efekt dość szybko znika. Nie wiem co z tym cudakiem zrobić, ale tak się czasami kończy kupowanie przez internet. Szkoda zachodu.
Lashes To Impress 03 half lashes
A mogłam wziąć kępki, które są dostępne w tej samej linii sztucznych rzęs. Kępki lubię, nie da się ich za bardzo popsuć. Skusiły mnie jednak połówki, bo to świetny sposób na podkreślenie oka bez obciążania go i bez czasu, który trzeba poświęcić na pojedyncze rzęski. O ile połówki są wystarczająco miękkie by dały się przykleić. Te niestety nie są. Twarde to, to strasznie, obklejone dziwnym klejem, żeby trzymały się opakowania, ale skóry się nie trzymają. W zestawie jest klej, który sobie darowałam i sięgnęłam po Duo, ale to nic nie dało. Te kępki są zbyt proste i sztywne, by ich końcówki chciały się ładnie przykleić. Do tego włoski są proste i długie, przez co wyróżniają się znacznie wśród naturalnych rzęs.
Kiss The Unicorn Lipstick w odcieniu 02 turn to rainbow sparkle
Mam słabość do jednorożców, dlatego wśród zieleni i błękitu, który oferują pomadki zmieniające kolor, zdecydowałam się na fiolet. Całkiem ładny, trzeba przyznać. Na ustach zmienia się w intensywną malinę, która jest bardzo twarzowa. Podobno to ten produkt, który dostosowuje się do pH ust, więc najwyraźniej kolorem najlepszym dla mojej urody jest malina. Wygląda to jednak bardzo ładnie, jest też połysk i cudowny słodki zapach. Nie podoba mi się forma balsamowego sztyftu, który słabo sprawdza się przy tak intensywnych kolorach i łatwo go rozmazać, a pigment mocno wżera się w wargi i długo na nich utrzymuje. Wbrew nawilżającej formule, odrobinę wysusza i to na tych suchych skórkach najbardziej widać róż. Daje radę, ale na bardzo wypielęgnowanych ustach.
Więcej: Essence Longlastick Lipstick
Tak, jak się spodziewałam wśród nowości Essence znalazłam zaskakująco dobre i złe produkty. Na pewno najlepsze wrażenie zrobił na mnie podkład, czego się nie spodziewałam, bo produktów tego typu tej marki po prostu nie lubię. Szczególnie ze względu na kolorystykę. Tym razem miło się zaskoczyłam. Nie zawiódł mnie też pędzel kabuki, a puder robi robotę jak trzeba, chociaż nie brak mu minusów. Warto się też przyjrzeć kredkom do brwi, bo pomimo swojej woskowatości, której wiele osób może nie polubić, są naprawdę trwałe. Znasz nowości Essence? Lubisz markę czy raczej omijasz?
Pozdrawiam!
Kasia
13 komentarzy :
-
Addeleworldpiątek, 16 lutego, 2018
Podkład mnie zainteresował. I pokładałam nadzieje w różu, a tu się okazała klapa :p
OdpowiedzUsuńOdpowiedzi-
Kasia (lifeindots.pl)piątek, 16 lutego, 2018
Może inne wersje kolorystyczne byłyby lepsze. Podobno kolor 20 copper crushe jest bardzo ładny, ale ma bardzo metaliczne wykończenie.
Usuń
-
-
Not too serious blogsobota, 17 lutego, 2018
Jakoś częściej sięgam po Catrice niż Essence ;)
OdpowiedzUsuńOdpowiedzi-
Kasia (lifeindots.pl)sobota, 17 lutego, 2018
Chciałam zrobić podobny post dotyczący Catrice, ale niestety nie znalazłam nic ciekawego wśród nowości.
Usuń
-
-
Agnieszka eS.wtorek, 20 lutego, 2018
Szkoda, że bananowy puder nie pachnie bananami ;) Ten pędzel jest uroczy! Również już od kilku lat mam kabuki z Essence i potwierdzam- nie zgubił ani włoska! :D
OdpowiedzUsuńOdpowiedzi-
Kasia (lifeindots.pl)wtorek, 27 lutego, 2018
No jak bananowy, to bananowy ma być! :D Pędzel jest genialny, lepszy niż nie jeden drogi.
Usuń
-
ja mam ogromną słabość do kosmetyków Essence, ale że obecnie mam spory kawałek do Hebe czy Natury, to dawno nic nowego nie kupiłam,
OdpowiedzUsuńWiele produktów Essence można aktualnie kupić przez internet :)
UsuńMam sentyment do Essence, ale dawno nic nie kupiłam od nich, jedynie podkład w BeGlossy znalałam.
OdpowiedzUsuńAkurat ten podkład z BeGlossy jest okropny :P Pisałam o nim jakiś czas temu na blogu :)
Usuń