Czy to naprawdę działa? || Boscia Charcoal Cleansing Ball

piątek, 4 sierpnia 2017 | 1 komentarz |

XXI wiek zwariował. Nie starcza już estetyczne opakowanie, dobre działanie i ładna celebrytka zachwycająca się rezultatami w telewizyjnej reklamie. Przyszedł czas na intensywny marketing produktów, za których powstaniem stoją dermatolodzy, laboranci i najlepiej co najmniej jeden inżynier budownictwa. Im dziwniejsze, tym lepsze, bo przecież tonik do twarzy można zamknąć w kremie, żel pod prysznic ubić na pianę, a peeling do twarzy przerobić na kostkę peelingującą. Możliwości są nieskończone, a firmy wychodzą naprzeciw wymagającym konsumentom tworząc przysłowiowe cuda na kiju.


Boscia Charcoal Cleansing Ball, który pojawił się wiosną tego roku w amerykańskich perfumeriach Sephora to produkt, który znakomicie wpisuje się w koncepcję „im dziwniejsze, tym lepsze”. Klasyczny żel do twarzy został zamieniony w masującą kulkę o konsystencji galarety. Muszę się przyznać, że dałam się nabrać i kupiłam tę nowość w przedsprzedaży. Ups, marketing zadziałał, ale ja naprawdę lubię wszystkie dziwne konsystencje. Kulka stworzona do oczyszczania każdego rodzaju skóry ma za zadanie dogłębnie wyczyścić pory dzięki zawartości aktywnego węgla, pozostawiąc skórę gładką i odświeżoną. Producent zapewnia też, że produkt ten idealnie sprawdzi się w podróżach ponieważ posiada plastikowe opakowanie.

Samo otwieranie tego produktu to zaskoczenie. Oprócz plastikowego kwadratowego opakowania, jest jeszcze jedno plastikowe opakowanie bardziej w kształcie dopasowane do produktu, plastikowy szpikulec i gumka przylegająca do kulki, którą należy usunąć. Po wyjęciu drugiego plastikowego opakowania z pierwszego należy ukłuć kulkę szpikulcem w wyznaczonym miejscu uszkadzając gumkę, która zsunie się z produktu odkrywając całą swoją zawartość. W gruncie rzeczy bardzo proste, chociaż trochę dziwaczne, jak z resztą cała idea tego oczyszczacza.


Pierwsze spotkanie z tą kulką, to jedno wielkie „WOW”, świat stał się piękniejszy, jaśniejszy, a ptaki za oknem zaczęły śpiewać. O ile oczywiście pamięta się o tym, że węgiel jest czarny i trochę zalatuje błotem, co przekłada się na wygląd i zapach produktu Boscia. O czym szybko się zapomina, jak tylko weźmie się kulkę do rąk. W konsystencji przypomina galaretkę czy pudding i to sprawia, że zamiast myć produktem twarz ma się ochotę po prostu nim bawić, ściskać i przerzucać z ręki do ręki. Działa naprawdę terapeutycznie. Na twarzy za to daje niesamowicie przyjemne uczucie masażu ze SPA. Kulka ugina się na twarzy dopasowując do jej kształtu i chłodząc ją, dzięki swojej żelowej konsystencji. Dobrze się przy tym pieni oczyszczając skórę z resztek makijażu i zanieczyszczeń. Po pierwszych użyciach nie mogłam się nadziwić jak żyłam do tej pory, bo skóra była dobrze oczyszczona, a sam zabieg wieczornej pielęgnacji twarzy stał się dużo przyjemniejszy.

Niestety żelowa konsystencja ma to do siebie, że chociaż świetnie się pieni to jest jednocześnie strasznie nie wydajna. Po tygodniu użytkowania z kulki zostało mi ¾, po następnym tygodniu już połowa. Raptem miesiąc użytkowania za 20 dolców? Słabo. Ale nie to jest dla mnie najgorsze, bo wydajność, a właściwie jej brak mogłabym przeżyć, gdyby pozostały właściwości. To nie tak, że kulka nagle przestała myć, ale znacznie straciła na elastyczności. Z galaretki, która cudownie masowała twarz zrobiła się dużo twardsza piłeczka terapeutyczna, która chociaż nadaje się do ćwiczenia dłoni, to niespecjalnie sprawdza się na twarzy. Jest po prostu za twarda. To właśnie stało się z Charcoal Cleansing Ball po zaledwie dwóch tygodniach i sprawiło, że używanie przestało być przyjemne. Może to moja wina, bo nie zamykałam kuleczki w plastiku, a pozwalałam jej wyschnąć powodując jej odwodnienie. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że pozostawienie mokrego produktu w zamknięciu w ciepłej łazience raczej nie wydaje się być zdrowe i higieniczne. Co z bakteriami i grzybami? Opakowanie wprawdzie szczelne nie było (panie producencie, to się do walizki nie nadaje!), ale mimo wszystko kulka pozostawała nieustannie mokra i obślizgła, co moim zdaniem jest idealną pożywką dla wszystkich drobnoustrojów.


Czy Boscia Charcoal Cleansing Ball naprawdę działa? Działa, bo skutecznie oczyszcza, zmywa makijaż i odświeża skórę, pod tym względem same ochy i achy. Minusem jest cena, wydajność i twardnienie produktu po zaledwie kilkunastu użyciach. Zamiast fajnej, relaksującej alternatywy dla klasycznego żelu wyszedł trochę nieudany eksperyment w zbyt wysokiej cenie, jeżeli jednak dorwiecie go gdzieś za granicą albo w internecie to warto rzucić okiem. Doceniam kreatywność i uczynienie z pielęgnacji przyjemniej zabawy.

Do poczytania!
Kasia

1 komentarz :

  1. Obsessionponiedziałek, 07 sierpnia, 2017

    ale dziwadło :D z czystej ciekawości bym wypróbowała

    OdpowiedzUsuń