Co z tą strefą komfortu? || Paleta GlamBox Edycja II Strefa Komfortu

poniedziałek, 15 stycznia 2018 | 24 komentarze |

Recenzowanie produktów znanych i lubianych internetowych twórców jest wybitnie trudne. Z jednej strony jest konieczność obiektywizmu, która kłóci się z sympatią do danej osoby, a z drugiej są wysokie wymagania stawiane zarówno przeze mnie, jak i przez obraz eksperta w danej dziedzinie wykreowany przez tę postać. To właśnie z tych powodów napisanie nawet jednego słowa o produktach Glam-Shop okazało się dla mnie prawdziwym wyzwaniem.


Nie muszę chyba przedstawiać produktów, bo są one powszechnie znane w blogosferze i na YouTubie. Hania, znana w internecie jako digitalgirl13, zaczęła od palet magnetycznych GlamBox na cienie różnych marek, a po sukcesie następnych w kolejności pędzli do makijażu, zdecydowała się na wprowadzenie kosmetyków kolorowych. Jej cienie o przezabawnych nazwach, polskiej produkcji i certyfikatach „cruelty-free” szturmem zdobyły serca polskich makijażystek i pasjonatów. Paleta „Strefa Komfortu” to druga edycja skomponowana własnoręcznie przez Hanię.

Więcej: GlamBrush


Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to fantastyczny dobór kolorów. Nie bez powodów edycja ta została nazwana „Strefą Komfortu”. Neutralne, przygaszone odcienie idealne do codziennego makijażu sprawiają, że paleta jest bardzo użytkowa i łatwa w obsłudze. Nawet bardziej zwariowane, modne ostatnio ciepłe odcienie pomarańczu i bordo, cudnie komponują się z całą resztą ułatwiając stworzenie „idealnego” makijażu na każdej tonacji skóry. To jedna z tych palet, gdzie każdy cień pasuje do każdego za co naprawdę bardzo ja lubię. To z resztą pokrywa się z zapewnieniami na opakowaniu, że Strefa Komfortu została stworzona po to by sięgać po nią bez zastanowienia. Jest świetna również pod względem perfekcyjnej trwałości oraz minimalnego osypywania się przy aplikacji. Jak przystało na dobre cienie, te utrzymują się cały dzień nie blednąc i nie zbierając się w załamaniach oraz nie tworząc efektu pandy. Kolejną zaletą jest jej lekkość związana z kartonowym opakowaniem, w którym ukryte są cienie, sprawiając, że jest idealna zarówno w kufrze makijażysty wypełnionym po brzegi jak również w podręcznej walizce, gdzie każdy gram ma znaczenie. Brak lusterka i konieczność nieustannego czyszczenia bieli opakowania mogą irytować, ale to akurat bardzo osobiste preferencje, więc czego nie lubić w tej palecie?

od lewej: Vanilia, Karmelek, Kandyzowana Pomarańcza 
od lewej: Gorzka Herbata, Szare Rodzynki, Lajkra
od lewej: Żurawina, Wiśnie w Czekoladzie, Kakaowe Truskawki, Błyszczyk


Chciałabym pisać o Strefie Komfrotu w samych superlatywach, ale nie niestety nie mogę. Ani uniwersalność palety, ani jej polska produkcja nie rekompensują wszystkich minusów. Największy zarzut jaki mam w stosunku do tego produktu to fakt, że jakość cieni jest bardzo niejednorodna. Przechodzi od intensywnej pigmentacji odcieni Kandyzowana Pomarańcza i Żurawina, przez jakąś tępą kredę w postaci Wiśni w Czekoladzie, aż do koloru, który trudno przenieść pędzlem na powiekę. Pojmuję, że założeniem odcienia Lajkra było udawanie naturalnego zabarwienia powieki, bo to do niego mam największe pretensje. Rozumiem wyjaśnienia, że paleta ma być użytkowa, a nie każdy cień musi być tak samo napigmentowany. Ma to sens, ale prawda jest taka, że chodzi nie tylko o pigmentację, ale generalnie jakość. Nabierając cień na palec widać piękny satynowy połysk i cudny odcień, którego nie da się przenieść na powiekę żadnym narzędziem. Ten efekt gdzieś po prostu znika i jest mi strasznie szkoda, bo to jeden z moich ulubionych cieni w tej palecie. Druga sprawa, że ten konkretny odcień traci na wydajności, bo muszę go nakładać bardzo dużo żeby cokolwiek było widać. Podobne odczucie mam w przypadku odcieni Gorzka Herbata oraz Szare Rodzynki, ich pigmentacja jest lepsza, ale efekt wciąż nie wystarczający.

Sposób w jaki aplikują się cienie i ich pigmentacja prowadzi do mojego drugiego poważnego zarzutu – blendowania. Stworzenie szybkiego, naturalnego makijażu jest bardzo łatwe, ale cienie zlewają się ze sobą tworząc plamę. Zamiast 5 kolorów na powiece widać dwa, co nieuchronnie kojarzy mi się z negatywnymi uwagami pod adresem palet Naked Urban Decay. To mocno mnie razi. O ile pod tym względem paleta sama w sobie staje się idealna dla osób początkujących, to jednak widzę pewną niespójność. Przy większej ilości czasu, zastosowaniu tłustszych albo bardziej kolorowych baz i większej wprawie, można uzyskać fajne efekty, zniwelować efekt „plamy” i stworzyć ciekawy makijaż. Nie mówię, że nie, ale właśnie – wymaga to wysiłku.



Strefa Komfortu nie jest złą paletą, ale jednak przy każdym jej użyciu czuję się zawiedziona, pozostaje pewnego rodzaju niedosyt. Do uzyskania ciekawego efektu potrzebuję włożyć sporo pracy i różnych technik aplikacji, co kłóci się z moim postrzeganiem codziennej palety. Przyznam się, że mimo wielkiej sympatii do Hani i ogromnej chęci polubienia cieni, nie sięgam po nie zbyt często nawet kiedy potrzebuję szybkiego, dziennego podkreślenia powieki. Za to z przyjemnością używam wtedy pojedynczych cieni GlamShadows w odcieniu Chiński Jedwab czy Patyna, które spisują się znacznie lepiej.

Do poczytania!
Kasia

24 komentarze :

  1. antiiiwtorek, 16 stycznia, 2018

    kolory bardzo ładne, neutralne, ale skusiłabym się bardziej na pojedyncze cienie, no chyba, że pigmentacja wszystkich cieni byłaby na prawdę "wow" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)wtorek, 16 stycznia, 2018

      Z pojedynczymi cieniami z Glam-Shopu podobno też trzeba uważać, bo ich pigmentacja jest różna. Ja do tej pory mam tylko dwa i z obu jestem zadowolona, ale na razie nie planuję zakupu nowych. Mam swoje sprawdzone marki i palety cieni :)

      Usuń
  • Unknownwtorek, 16 stycznia, 2018

    Wielka szkoda, bo kolory są naprawdę interesujące. Właśnie podsunęłaś mi świetne określenie cieni, które na palcu wydają się fajne, kremowe a nakładane na oko przypominają.. kredę. Ostatnio taką kredę w kompakcie kupiłam z Nyx'a :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)wtorek, 16 stycznia, 2018

      Zgadzam się - wielka szkoda. Co to za cienie, które kupiłaś? Powiem szczerze, że niewiele miałam styczności z NYX'em.

      Usuń
  • My strawberry fieldswtorek, 16 stycznia, 2018

    Od dawna przymierzam się do złożenia zmówienia w sklepie Hani, ale w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej mieszanych opinii na temat ich jakości. Sądzę, że jak to często bywa, na początku zawsze jest wielki szał i przymyka się oko na pewne niedoskonałości, a z czasem coraz bardziej one bolą. Tworzenie się plam to niestety dosyć duży zarzut i podejrzewam, że też byłabym rozczarowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)wtorek, 16 stycznia, 2018

      Wiele pierwszych pozytywnych opinii to były niestety recenzje dziewczyn, które dostały te produkty za darmo w formie reklamy albo znają osobiście Hanię. Dodatkowo fala radości, że Polka stworzyła, polska produkcja, nie testowane na zwierzętach. Ja początkowo byłam zachwycona pędzlami GlamBrush, ale po dłuższym użytkowaniu nie kupiłabym ich ponownie. Za to pudry do twarzy są świetne! O tym napiszę w innym poście :)

      Usuń
  • beautybymartiiwtorek, 16 stycznia, 2018

    Zakup cieni GlamShopu ciągle jest przede mną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)wtorek, 16 stycznia, 2018

      Poczytaj wcześniej w internecie, które kolory są warte zakupu, bo podobno nawet w pojedynczych cieniach jakość jest różna :)

      Usuń
  • JednoSpojrzeniewtorek, 16 stycznia, 2018

    Jeszcze nigdy nie miałam nic z GlamShopu, pojedyncze cienie bardzo mnie kuszą. Szkoda, że tutaj jakość taka nierówna. Szczególnie nie lubię takich tępych, kredowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)wtorek, 16 stycznia, 2018

      Jeżeli będziesz robiła zakupy to pomyśl o rozświetlaczach czy różach. Są naprawdę fajne. O jakich kolorach pojedynczych cieni myślałaś?

      Usuń
  • Unknownśroda, 17 stycznia, 2018

    Przepiękne kolory <3 Ja mam uwaga: aż jeden cień od Hani i mimo, iż bardzo ją lubię, to jakoś nie sięgam po niego ciężko. Też zauważyłam, że ciężko go nałożyć na powiekę, aby intensywnie wyglądał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)środa, 17 stycznia, 2018

      Może akurat trafiłaś na taki odcień, który ciężko przenieść na powiekę. Dwa pojedyncze, które mam spisują się pod tym względem świetnie :)

      Usuń
  • Secretaddictionśroda, 17 stycznia, 2018

    Kolory bardzo ciekawe, ale zaskoczyłaś mnie, że ich jakość jest taka niejednorodna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)poniedziałek, 22 stycznia, 2018

      Mnie też to zaskoczyło, bo spodziewałam się trochę więcej po cieniach Glam.

      Usuń
  • marysseśroda, 17 stycznia, 2018

    Patrząc na paletę, to podoba mi się. Kokory są cudowne. To jest fakt, że ciężko znaleźć kolory pasujace do siebie i na różne okazje w jednej palecie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)poniedziałek, 22 stycznia, 2018

      Kolory są cudowne :) Zawsze można stworzyć własną uniwersalną paletę, co oferuje wiele marek, ale z drugiej strony wybór może przytłoczyć.

      Usuń
  • Unknownniedziela, 21 stycznia, 2018

    Ja mam dwie palety Totalny mat i Blask i cienie, pierwsza jest super a druga genialna, pomijając jeden cień który ciężko przetransportować. Oraz cztery pojedyncze, których jeszcze nie używałam oraz puder do wypiekania, który jest bardzo fajny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)poniedziałek, 22 stycznia, 2018

      Bardzo podoba mi się Totalny Mat, ale mam zdecydowanie za dużo matowych palet, by decydować się na następną ;)

      Usuń
  • Unknownponiedziałek, 22 stycznia, 2018

    Ja nie mam problemu z tymi cieniami. Maty są bardzo przyjemne.Pozostałe należy nakładać na bazę. Najlepiej sprawdza się klej z nyxa. Nakładane palcem na powiekę dają pigment :) Trzeba nauczyć się z nimi pracować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)poniedziałek, 22 stycznia, 2018

      W moim przypadku nakładanie palcem na powiekę nie dało rezultatu. Jedynie mocno klejące bazy albo nakładanie na mokro się sprawdza. Masz rację, że trzeba nauczyć się pracować z tą paletą, a to jednocześnie skreśla Strefę Komfortu jako produkt do codziennego, szybkiego makijażu.

      Usuń
  • aGwersobota, 10 lutego, 2018

    Zaciekawiłaś mnie tą zmienną jakością cieni, zauważyłam, że to nie jest jednorazowy przypadek - w palecie Jaclyn Hill z Morphe, też ma to miejsce. Choć zdaję sobie sprawę z czego to wynika, to może to być frustrujące.
    Nie miałam styczności z gotowymi paletami od Hani, choć cienie pojedyncze naprawdę bardzo lubię. Aż mam ochotę kupić jakąś i porównać jej jakość do cieni solo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia (lifeindots.pl)poniedziałek, 12 lutego, 2018

      Podobno gotowe palety różnią się jakością między sobą. Totalny Mat jest podobno genialny, a Bogini Brązu jest podobno najgorsza póki po, bo cienie nie chcą się przenosić na powiekę, jak niektóre ze Strefy Komfortu.

      Usuń

Nowszy post Starszy post Strona główna