A to Ci dopiero znalezisko! Odgrzebałam z czeluści komputera post napisany ponad rok temu w ramach serii „Jestem na NIE”, z którą bardzo się wtedy polubiłam. To świetne rozwiązanie na opisanie kosmetyków, które nie przypadły mi do gustu, a które nie da się z nich napisać oddzielnego posta. Tekst ten odgrzebuję, bo wciąż jest aktualny. Kosmetyki te możecie kupić (albo omijać łukiem) stacjonarnie bądź w internecie.
Professional Line, Suchy szampon Fruity Coctail
Pierwszy i jednocześnie największy zawód. Nie mając czasu na zaopatrzenie się w szampony Batiste w Hebe, udałam się do Biedronki na dział kosmetyczny, gdzie można znaleźć między innymi dwa rodzaje suchych szamponów w niskich cenach. Polski, producent, spora pojemność, ładny zapach, ochrona UV i ekstrakty z witamin. W teorii brzmi zachęcająco, jednak w praktyce to potworna porażka. Szampon bardzo bieli. Niezależnie od tego jaką ilość się nałoży, na włosach pozostaje warstwa dziwnego proszku, który daje wrażenie siwizny. Efekt ten pogłębia się tym bardziej, że trzeba użyć naprawdę dużo produktu, żeby włosy zaczęły odżywać… na maksymalnie godzinkę. Po tym czasie fryzura dalej jest przyklejona do głowy, momentami splątana, a końcówki wysuszone na wiór. Po takim „odświeżaniu” włosy da się odratować tylko porządnym, kilkukrotnym myciem oraz nawilżaniem. Na szczęście nie trzeba się długo męczyć z tym bardzo profesjonalnym produktem, bo 200 ml starcza na kilka użyć.
Essence, Plump No Clump Deep Black Mascara
Z założenia lubię maskary Essence. Są tanie i w większości dobre. Polubiłam się już z dwiema wersjami I Love Extreme oraz Lash Princess, ale naszła mnie bezsensowna ochota na coś nowego. Po wielu pochwałach sprzedawczyni w Naturze wzięłam do ręki i do domu tego małego potworka. Fajna silikonowa szczoteczka ma tak malutkie włoski, że rzadki tusz pokrywa je w całości, a następnie przenosi się na rzęsy sklejając je w 5 pięknych nóżek. Do tego sypaniec z niego okropny, panda na policzkach gwarantowana. Miałam ochotę dać mu szansę i poczekać aż trochę zgęstnieje, ale nie udało się. Wziął się skubaniec zatkał i ni w ząb nie mogę wyjąć szczoteczki z opakowania, dlatego też lotem międzypokojowym poleciał do kosza. Na szczęście maszkara ta została wycofana z półek Essence w drogeriach stacjonarnych w Polsce, jest jednak wciąż do kupienia w internecie i za granicą.
Bielenda, Masełko do ust Soczysta Malina
Produkt dla którego stworzona jest ta seria. Masełko dostałam jako upominek od sklepu, gdy kupowałam kolejną parę moich ukochanych Melissek. Jak pewne powiedzenie głosi „darowanemu koniowi” i tak dalej więc i ja chwyciłam malinową wersję masełka. Pachnie słodko i cudownie, jak malinowy shake albo lody z bitą śmietaną, ma uroczy różowy kolor i całkiem przyjemną konsystencję mocno schłodzonego masła. Przy aplikacji nadaje ustom ładnego koloru i błysku, sprawiając, że wyglądają zdrowo. Na wyglądzie się jednak kończy, bo masełko nie robi nic poza tym. Nie smakuje jak malina, czego spodziewałam się po tak intensywnym zapachu. Nie pielęgnuje, ale i krzywdy nie robi, bo nie wysusza. Nie nadaje się pod pomadki, bo pozostawia film, który sprawia, że wszystko się rozmazuje. Produkt przeciętniak, o którym łatwo można zapomnieć. Ot, nic szczególnego.
Planuję przywrócenie tej serii na bloga, ale od razu zaznaczam, że posty będą pojawiały się od czasu do czasu. Brak regularności wynika przede wszystkim z faktu, że nie mam zbyt wielu niezadowalających kosmetyków i muszę je po prostu przez pewien czas zbierać. Jak Wam się jednak podoba taki sposób przedstawienia nielubianych bądź obojętnych produktów? Mieliście styczność z produktami, które opisałam? Jak się u Was sprawdziły?
Pozdrawiam,
Kasia
tego szamponu akurat nie znam :) i dobrze !
OdpowiedzUsuńSuchych szamponów i masakr Essence nie lubię :D te pierwsze wzbudzają we mnie jakiś taki niesmak, a tusze każdy jaki kiedyś używałam wysychał po tygodniu. Natomiast co do masełka, mam wersję wiśniową i ta świetnie nawilża usta i ma słodkawy posmak :)
OdpowiedzUsuńNie miałam problemów z wysychaniem mascar Essence, ale zawsze staram się brać jakiś najgłębiej schowany egzemplarz, żeby mieć pewność, że nie były otwierane. Może problem z wysychaniem wynika z faktu, że w polskich drogeriach te produkty nie są zabezpieczone?
UsuńDobrze, że u Ciebie sprawdziła się wersja wiśniowa, może się na nią skuszę za jakiś czas.
Nie znam żadnego z tych "cudów" i chyba dobrze.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że kiedyś kupiłam tusz Essence pod wpływem recenzji na Wizazu - dziewczyny wychwalały go pod niebiosa. Miał lepsze oceny od wysokopółkowych tuszów i kosztował ok 10 zł. Okazał się bardzo kiepski, wyrzuciłam po wypróbowaniu...
Produkty Essence są bardzo skrajne jakościowo, ale można wśród dnich znaleźć perełki. Ja polecam tusz I Love Extreme, świetnie się u mnie sprawdził :)
Usuń