Do tej pory nie znałam się z podkładami L'Oreal. Nie ciągnęło mnie do nich przede wszystkim z powodu ceny jak i odcieni, ale jakiś czas temu podejrzałam na innych blogach, że True Match ma jasne odcienie. Do tego przeczytałam o tym podkładzie kilka dobrych słów, a producent zapewniał o idealnym dopasowaniu bez efektu maski, co złożyło się na chęć posiadania tego gagatka. Odczekałam stosowny czas na promocję i zakupiłam go 40% taniej. Dobrze, że tak się stało, bo inaczej plułabym sobie w brodę.
Pierwszy wielki plus za fajne opakowanie. Ładnie wyprofilowane, szklane, elganckie i z higieniczną pompką. Takie rzeczy lubie, bo nie dość, że dają wrażenie lepszej jakości to jeszcze nie mam wybabranej całej toaletki i nie muszę wkładać paluchów do żadnego słoiczka. Konsystencja jest doś rzadka i nadaje się do nakładania różnymi metodami. Ja jednak preferuję palce lub gąbkę, bo pędzel potrafi zostawić smugi koloru (wbrew zapewnieniom producenta). W moim Rossmannie za wielkiego standu tej firmy nie ma, dlatego wybór odcienia był ograniczony do neutralnego albo różowego, więc zdecydowałam się na najjaśniejszy neutralny odcień. Wprawdzie nie jest to idealne dopasowanie, ale kolor jest dośc przyjemny, niewiele w nim różu i po chwili ładnie stapia się ze skórą. Krycie określiłabym jako małe w kierunku średniego. Jest też możliwość stopniowania krycia, ale to ten typ podkładu, który lubi być nakładany cienkimi warstwami. Powiem szczerze, że przy pierwszym użyciu byłam wręcz zachwycona - ładne krycie, satynowe wykończenie idące w stronę matowego i ten kolor. Spodziewałam się ulubieńca. W końcu podkład spełnił dwa z trzech moich wielkich wymagań - kolor i matowy/satynowy wygląd buzi.
Niestety, różowo nie jest. Jak wiele podkładów używanych przeze mnie wcześniej, tak i ten dyskwalifikuje przede wszystkim trwałość. Podkład nie zastyga na twarzy, ba, on migruje po niej jak szalony. Nie tylko po niej, ale i po ubraniach, telefonach, słuchawkach. Do tego zachowuje się bardzo dziwnie zastygająć na ubraniu i pozwalając się sprać. Obawiam się, że moje zimowe odzienie będę musiała oddać do pralni po skończeniu buteleczki, bo sama mogę nie dać rady. Cieszyłabym się, gdyby tak trwały jak na ubraniach, True Match był na mojej skórze. Niestety, po godzinie się świeci, po 3 zaczyna się ścierać, po 5 nie ma po nim śladu na większości twarzy, zostają jakieś nieestetyczne resztki zebrane przy nosie i na czole. Przypudrowany, nie przypudrowany, utrwalony fixerem, nałożony na bazę, krem z filtrem, bez kremu. Kombinacja dowolna, ale efekt ten sam. Dla przykładu mogę podać któryś poniedziałek, kiedy dowiedziałam się, że nie mam jednych zajęć i spożytkowałam czas na pójście na siłownię. Podkład nałożyłam o 9, przypudrowałam, utrwaliłam, a o 15 nie było śladów na siłownianym ręczniku po przetarciu nim spoconej twarzy. Wiem, powinnam zmyć makijaż wcześniej, ale nie zrobiłam tego z lenistwa, co okazało się być całkiem niezłą decyzją.
Nie tylko trwałość mam do zarzucenia temu podkładowi, ale także przesuszenie i podkreślanie każdej zmarszczki i suchej skórki. Na początku używania było ok, ale niestety po jakimś miesiącu skóra zaczęła wyglądać nieświeżo. Zaczęły się pojawiać zagłębienia, suche skórki, podkreślone pory. Nigdy mi się nie zdarzyło, bo podkład tak zadziałał na moją skórę. Do tej pory spotykałam się z komedogennością podkładów na mojej cerze, nigdy z przesuszeniem. Po nałożeniu True Match było nawet ok, ale po kilkunastu minutach czułam ściągnięcie i miałam wrażenie, jakbym na buzie nałożyła sobie gips, a z lustra spoglądała na mnie wyszpachlowana lala. Z tym wyszachlowaniem jest związana jeszcze jedna irytująca właściwość tego podkładu - nałożony bardzo cienką warstwą wygląda ładnie dopóki się nie zetrze. Jeżeli pokusimy się o większe krycie to z pewnością na buzi dostaniemy nieestetyczne ciasto.
Tym razem nie udało mi się zrobić ładnych zdjęć samego podkładu, więc wykorzystuje starsze, które już na blogu były, ale dobrze pokazują jak podkład wygląda na buzi. Jak widać nie kryje on wszystkich niedoskonałości, a na nosie prześwituje duża ilość moich dość jasnych piegów.
Wiem, że ten podkład ma swoich zwolenników i nawet trochę to rozumiem, ze względu na wygląd tego podkładu na twarzy, jednak u mnie się nie sprawdził tak, jak tego oczekuję. Ma plusa za pompkę, kolor i wykończenie, ale to niweluje wielka krecha za trwałość i dziwne, przesuszające działanie na skórę mojej buzi. A Wy mieliście True Match? Jak Wam się sprawdził? Może, w przeciwieństwie do mnie, polubiliście się z nim?
Pozdrawiam,
Kasia
Szkoda, że nie spełnił Twoich oczekiwań. Opakowanie ma ładne, ale ja i tak używam głownie pudrów.
OdpowiedzUsuńU mnie tez niezbyt się sprawdził, ale za to miał idealny odcień :)
OdpowiedzUsuńOdcień naprawdę jest ładny, mimo, że delikatnie różowawy to świetnie stapia się ze skórą :)
UsuńU mnie podobnie działał Maybelline Match Perfection w słoiczku :/
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam Match Perfection. Ten w słoiczku wycofali zanim pomyślałam o jego zakupie, a ten płynny jakoś mnie nie kręci... Z Rimmela sprawdził się u mnie Wake Me Up :)
Usuń