Wszystko zaczęło się od wody różanej. Ktoś w internecie wrzucił info o fantastycznym produkcie, że cudowna, świetna i do tego tania. Zaraz potem pojawiły się kolejne „ochy” i „achy”, cudowności i gruszki na wierzbie. W ten sposób w moim łatwym do kosmetycznego zmanipulowania umyśle pojawiła się potrzeba zapoznania się z produktami Rose Care. Co z tego, że po Bielendę sięgam tylko w maseczkach za 5 złotych, a róży generalnie w kosmetykach nie lubię?
Krem różany nawilżająco-kojący
Podstawowy element całej serii wyjątkowo udał się producentowi i zadziwiająco spełnia wszystkie obietnice. Krem jest bardzo lekki, nietłusty, ma żelową konsystencję i piękny zapach charakterystyczny dla całej serii. Wchłania się bardzo szybko, ale czuć wciąż na skórze coś w rodzaju „filmu”, który po paru minutach znika. Szczególnie, gdy krem stosuje się w połączeniu z serum czy olejkiem. Nawilżenie, które daje krem jest naprawdę bardzo dobre. Skóra jest wygładzona, napięta, miękka i odświeżona, a to cudowna baza pod makijaż, zarówno klasyczny jak i mineralny. Najwięcej komplementów dotyczących wyglądu cery dostawałam właśnie po zastosowaniu duetu serum i krem Rose Care. Właściwości nawilżające w połączeniu z faktem, że krem nie zapycha i nie powoduje powstawania niedoskonałości, sprawia, że to idealne rozwiązanie dla cer mieszanych, tłustych czy normalnych. Sucharki mogą nie czuć się usatysfakcjonowane, ale działanie tego produktu da się poprawić dodając inne kosmetyki z serii, szczególnie olejek różany. Produkt nie podrażnia, nie powoduje zaczerwienienia czy pieczenia, więc nawet wrażliwa skóra skorzysta na stosowaniu tego kremu.
Serum różane multifazowa formuła nawilżająco-kojąca
Pierwszego podejścia do serum nie mogę uznać za udane. Wydawało mi się, że to produkt, który nic nie robi, oprócz pozostawiania delikatnie tłustawej warstwy na skórze. Nawet podejrzewałam go o zapychanie, którego winowajcą był inny produkt z serii. Potem odłożyłam go na półkę, po miesiącu sięgnęłam ponownie i tak trafił do moich ulubieńców. Stosuję go w każdej możliwej kombinacji - z kremem na dzień, kremem na noc, olejkiem, czy po prostu solo. Świetnie nawilża, jest lekki, odrobinę tłusty, ale bardzo szybko się wchłania. Pod makijaż sprawdza się świetnie, ale tylko w połączeniu z kremem, bo pozostawia delikatny film na skórze. Nie powoduje zapychania, przez co jest idealny do cer mieszanych, które tak samo jak każda inna skóra wymagają nawilżenia. Serum zwiększa działanie nawilżające, szczególnie lekkich, nietłustych kremów. Jedynym minusem jest to, że warstwy szybko się rozdzielają, więc po wstrząśnięciu natychmiast trzeba nałożyć produkt na skórę.
Olejek różany do twarzy
Mogłam się spodziewać, że olejek do twarzy nie jest najlepszym rozwiązaniem, gdy ma się cerę skłonną do powstawania niedoskonałości i przetłuszczania, ale bardzo wrażliwą. Wzięłam w formie eksperymentu i niestety liczne próby się nie powiodły. Olejek może być świetny dla cer bardzo suchych, bo jego właściwości nawilżające są niepodważalne. Sprawdzi się też przy cerach normalnych, trochę suchych mieszając go z kremem do twarzy, albo solo na noc, jako kompres nawilżający. Wrażliwa skóra skorzysta na tym, że jest łagodny i pozostawia warstwę, która zapobiega odparowywaniu wody. Niestety w przypadku cer tłustych i mieszanych ten produkt może być znacznie za ciężki i za tłusty, a także powodować zapchanie i powstanie niedoskonałości. W bardzo niewielkiej ilości w kremie może jeszcze jakoś ujść, ale nakładanie bezpośrednio na twarz jest niebezpieczne. U mnie skończyło się wysypem, więc sobie darowałam używanie. Mogę nim nawilżyć skórki wokół paznokci czy końcówki włosów.
Kojąca woda różana 3w1
Jestem czepliwa, więc czepnę się, że to woda różna nie jest, prędzej płyn różany, bo w składzie oprócz wody ma kilka innych składników. Wbrew obietnicom producenta nie polecałabym stosowania tego produktu jako tonik, bez zmywania. Zawiera delikatne substancje myjące, których powinno się pozbyć ze skóry za pomocą wody. Ja stosuję ten produkt jako płyn do demakijażu, a następnie oczyszczam dodatkowo skórę żelem do mycia. Z czystym sumieniem mogę teraz napisać, że to świetny produkt do demakijażu. Świetnie sobie radzi z usuwaniem makijażu i zanieczyszczeń nagromadzonych na twarzy w ciągu dnia. Straszne są mu tylko tusze wodoodporne, przy których lepiej zastosować skuteczny płyn dwufazowy. Woda nie wysusza, nie podrażnia, jest bardzo delikatna dla skóry i oczu, bo nie piecze jeżeli dostanie się na spojówkę. Świetnie się sprawdza w wieloetapowym oczyszczaniu twarzy, a do tego jest ultra wydajna.
Olejek różany do mycia twarzy
Zanim jeszcze zdążyłam użyć tego produktu po raz pierwszy, już się zniechęciłam, bo pompka najzwyczajniej w świecie się popsuła. Po nowym, świeżo odpakowanym kosmetyku mogłabym oczekiwać chociaż działającego aplikatora, prawda? Może to ta nieszczęsna pompka, a może sam produkt, ale dla mnie ten olejek to takie „nic”. Odświeża, z tym się zdecydowanie muszę zgodzić, nie wysusza i bardzo ładnie pachnie, jak wszystkie kosmetyki z tej serii. Więcej zalet nie ma. Producent zapewnia, że olejowa formuła zamienia się w delikatną piankę pod wpływem działania wody. Pewnie mamy odmienne definicje piankowej konsystencji, ale jak dla mnie zmienia się kolor, a olej pozostaje. Nie czepiałabym się szczególnie, gdyby nie zostawianie na oczach mgły, którą trudno spłukać. Jeszcze trudniej poruszać się po łazience bez uszczerbku na zdrowiu. Jest jeszcze jedna rzecz, która pozostawia olejek – makijaż, nawet ten lekki, dzienny, który zmywa się pierwszym lepszym płynem micelarnym. W połączeniu z wodą różaną, ten produkt daje jakoś tam radę, ale ja go po prostu nie lubię. Za działanie i za parafinę na początku składu.
Różana seria Bielenda to naprawdę udany zestaw kosmetyków do pielęgnacji skóry wymagającej nawilżenia z jednoczesnym uwzględnieniem jej wrażliwości. Cera staje się odświeżona, miękka, jędrna bez podrażnienia, za to z bardzo przyjemnym zapachem, a to wszystko za stosunkowo niewielkie pieniądze i świetną drogeryjną dostępność. Nie spodziewałam się, że moja skóra aż tak polubi się z produktami z serii Rose Care i spowoduje chęć sięgnięcia po kolejne produkty marki. Tym bardziej, że nowe kosmetyki pielęgnacyjne pojawiają się w ofercie Bielenda jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Na pewno odkupię serum i wodę różaną, a także przyjrzę się serii z białym węglem i zieloną herbatą. Marka ma też w ofercie coś dla wegan, co jeszcze bardziej mnie do niej przekonuje.
Pozdrawiam!
Kasia
Miałam olejek do mycia i po pierwsze zapach totalnie mi nie odpowiadał, a po drugie pompka wypluwała a nie dozowala produkt. Ale poza tymi mankamentami sprawdził się fajnie. Dobrze mył i nawilżał, ale nie wrócę do niego ze względu na zapach. Dla mnie był jakiś taki mdły.
OdpowiedzUsuńMasz rację - Bielenda niesamowicie prężnie się rozwija. Obecnie używam od nich serum z seri zielona herbata i jestem nim zachwycona. A mam chętkę na krem z serii kokos&aloes :)
Dobrze wiedzieć, że serum z innej serii jest równie fajne jak to z linii Rose Care. Na pewno się na nie skuszę jak będę w Polsce, bo bardo chcę wypróbować inne kosmetyki z tej marki.
Usuńmiałam krem z zieloną herbatą i jest rewelacyjny! Żel węglowy to również hit! Bielenda ostatnio tyle świetnych produktów wypuściła, że nic tylko kupować :)
OdpowiedzUsuńobserwuję :)
Najwyraźniej seria z zieloną herbatą to kolejny hit marki :)
Usuń